Śmietnik

Bardzo zła i niedobra powieść Wolszczakówny

(Z niejasnym naciskiem na zła i niedobra)

  1. Bardzo zła i niedobra
  2. Braciszek i sprawca
  3. Elcia literatka
  4. Szataniątko
  5. Niezbyt lecznicze przyrodzenie
  6. Przyjaciółka
  7. Gejowe życie
  8. Sodomitka
  9. Powieść Wolszczakówny

Dawno, dawno temu, w erze przedinternetowej...

Ta historia nie jest historią wielkiej miłości. Ta historia nie jest historią porwania, zabójstwa czy kradzieży. Nie jest nawet historią wspaniałego, wielkiego debiutu nadzwyczaj obiecującej pisarki. Ba! To coś zgoła przeciwnego, bo jest to historia historii. W dodatku historii bardzo złej i niedobrej - tak złej i niedobrej, że... A właściwie to zaraz się o tym przekonacie.

Bardzo zła i niedobra

W budynku wydawnictwa Motyw Vanitas rozległ się głośny ryk wściekłości, przykuwający uwagę zarówno pracowników, jak i niedoszłych pisarzy – frajerów oraz grafomanów, jak zwykli bardzo nieładnie określać tych drugich etatowcy. Och tak, samo wewnętrzne nazewnictwo wskazywało na to, iż jest to oficyna niezaprzeczalnie ostatniej szansy.

— Jak to państwo nie wydadzą mojej książki?! Dlaczego, ja się pytam, dlaczego! Przecież w "Tygodniku Niezadupnym" było jak byk napisane, że wszystko ma u państwa szansę, a wy nawet nie przeczytaliście rękopisu! — Wściekła dziewczyna stała przy biurku otyłego mężczyzny ocierającego z czoła pot za pomocą chusteczki w grochy. Na jego biurku leżał rękopis napisany pismem zbyt niecztelnym, by je odczytać, jednak opatrzonym ilustracjami aż nazbyt dobrze mówiącymi za siebie.

— Panno... — Mówiąc to, zerknął raz jeszcze na podpis złożony w formularzu — Wolszczakówno, my... My po prostu nie możemy tego wydać. To jest... To jest bardzo złe i... I niedobre. — jęknął, plącząc się nawet przy wymawianiu najprostszego zdania.

— Co?! — Dziewczyna znowu ryknęła wściekle, ręce opierając na biodrach. — Dlaczego? Czy mogliby państwo mi to kulturalnie i na spokojnie wytłumaczyć, pan i ta banda hipokrytów, która wymyśla jakieś nieistniejące reguły i standardy? — Słysząc, z jaką wściekłością Wolszczakówna wypluwała słowa, tłuścioch jeszcze bardziej skurczył się w swoim fotelu. A przynajmniej spróbował, bo ważąc dwieście kilogramów ciężko jest się skurczyć. Jakoś nie miał najmniejszej ochoty przypominać dziewczynie, że to ona jest niespokojna. Głośno przełknął ślinę.

— Panienko... Ale normy obyczajowe... — Jęknął znów cicho. Jednak nie było dane mu skończyć, bo panienka bezczelnie weszła w słowo.

— W dupie mam normy obyczajowe! — Wykrzyknęła Wolszczakówna, po czym zaśmiała się histerycznie. Mężczyzna spoglądał na nią z jawnym przerażeniem. Po chwili dodała, nachylając się nad jego biurkiem:

— Wie pan, co ja panu powiem? Pan jest tłuścioch, debil i wariat! — Dziewczyna powiedziawszy to, zabrała z biurka rękopis, odwróciła się na pięcie, po czym wyszła trzaskając drzwiami. Mężczyzna odetchnął z wyraźną ulgą. Ach, ta dzisiejsza młodzież! — mruknął pod wąsem.